Reklama

Felietony

Amsterdamskie wrażenia

Niedziela Ogólnopolska 34/2016, str. 35

[ TEMATY ]

zabytki

jimmyweee/pl.wikipedia.org

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mieszkamy w małym hoteliku Washington, blisko Dzielnicy Muzeów. A jest ich w tym mieście kanałow i rowerzystów co najmniej kilkanaście. I to wartych odwiedzin. Rowerzyści panują tutaj zarówno na jezdni, jak i na chodnikach, i rzecz jasna – na ścieżkach rowerowych. Amsterdamczycy są także dzięki temu jakby wiecznie młodzi. Są zawsze i wszędzie. Jeśli jesteś pieszym, to na pewno nie grozi ci nagłe spotkanie z samochodem – te suną dostojnie i wolno. Grozi ci rowerzysta, zmultiplikowany, jadący szybciej, niż trwa twoje spojrzenie w lewo i w prawo.

Starówka to de facto pasmo kanałów połączonych ulicami i mostkami, po których można spacerować bez końca. Jest kilka miejsc szczególnych, z placem Dam na czele, ale właściwie ciągle coś przykuwa uwagę. Wzdłuż kanałów ciągną się szeregi podobnych do siebie kilkupiętrowych kamieniczek. Podobnych zapewne w środku do naszego hoteliku, gdzie mieszkamy na trzecim piętrze, bez windy. Wąziutkie, kręte i niesamowicie strome schody to codzienność dla mieszkańców tych uroczych kamienic. Niemal każda jest wyposażona w hak zwisający z ostatniego poziomu domu, pod spadzistym lub wykwintnie ozdobionym dachem. Jak twierdzą znawcy, hak ten wraz z liną służy do wciągania mebli i innych większych przedmiotów, np. zakupów do domu. No właśnie, bo klatki schodowe są, jakie są.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

O samym mieście można mówić bez końca. Jednak warto opowiedzieć także o wspaniałych muzeach. Najpierw koniecznie trzeba zobaczyć największe – pewnie na całym świecie – muzeum Vincenta van Gogha. Świetna ekspozycja stała. Czy wiedzą Państwo, że większość prac – 75 w ciągu 70 dni – powstała, gdy był już ciężko chory? Zmarł w wieku 37 lat, ale de facto zaczął malować, gdy porzucił dotychczasową pracę handlowca, kilka lat przed śmiercią. Ten radykalny zwrot w jego życiu, dzięki któremu możemy podziwiać efekty niezwykłego talentu, przyniósł mu jednak chorobę psychiczną, nieuleczalny obłęd, alkoholizm i skłonności samobójcze. Napisał ponad 660 listów, głównie do młodszego brata Theo, a w ostatnim z nich wyznał, że choroba zniszczyła go do korzenia. Ostatni, chyba niedokończony, obraz nosi tytuł „Trzy korzenie”. Jest męczący, niejasny, splątane pędy prowadzą do niczego. Obok wystawy stałej można zobaczyć czasową, poświęconą tylko i aż chorobie Vincenta. Z Paryża wyjechał do Prowansji, do Arles. Tam choroba pokazała swoje oblicze. Chciał namówić przyjaciół, głównie Paula Gauguina, by założył z nim dom dla artystów. Szybko się jednak pokłócili i taki był finał tego pomysłu. Dwóch biednych chorych ludzi, niezwykle utalentowanych.

Reklama

Gdy patrzy się na dzieła impresjonistów, widać w nich zjawisko w malarstwie przełomowe. Oto po raz pierwszy artysta i jego subiektywny odbiór świata, a nie prawda w kulturze i jej symbolach utrwalona, stał się podmiotem i przedmiotem w jego dziele obecnym. Skutki tego przełomu można zaobserwować w drugim amsterdamskim muzeum – sztuki współczesnej. Znajduje się ono w budynku obok, w kształcie tej części jachtu, która na ogół jest pod wodą. Tu, niestety, jest olbrzymia i nie chce być pod wodą. W środku zaś dzieła mamy niezwykłe. A to jeden artysta wkręca nas w świat swojego mózgu, w którym akurat dominuje obrzydliwa przemoc i pornografia. A drugi artysta, też wielki skądinąd, zadziwia nas liniami czarnymi, między którymi powstają komórki wynajęte przez różne kolory. Jak głosi opis, to jest rusztowanie, które służy, by skontrastować w nim barwy. I co z tego wynika? Ano nic. Ale i wszystko. Siedzimy i patrzymy na to rusztowanie w chaosie barw stanowiące jakąś potrzebę znalezienia porządku i myślimy. A może chodzi o to, żeby współczesna sztuka dotarła do wszystkich, gdyż nie ma w niej języka komunikacji? Ten jest przecież częścią kultury. Sztuka staje się zatem populistycznym i jedynie wspartym emocjami chwytem, dzięki któremu artystą staje się zarówno malarz, jak i odbiorca jego dzieła. Ten może bowiem rozbudzić swoje emocje i stać się takim samym twórcą. W muzeum jest zresztą miejsce, gdzie dzieci i starsi mogą sobie a to coś pociąć, a to coś pokleić. Sztuka współczesna w wersji amsterdamskiej jawi się zatem jako zaproszenie do życia bez kultury i bez jej obciążeń czy intelektualnych trudów.

Reklama

Do nich przygotować się trzeba natomiast, idąc do największego z muzeów, o nazwie nie do zapamiętania, w którym dominują malarze holenderscy z XVII wieku – Rembrandt i Vermeer. „Straż nocna” – jedno z najbardziej znanych dzieł Rembrandta jest wystawione w centralnym miejscu ekspozycji. Świetne postacie, oświetlone twarze i sylwetki przez malarza to te, których właściciele mieli zapłacić artyście najwięcej. Pozostałym musiał wystarczyć cień. Cóż, gdyby Rembrandt nie był mistrzem światłocienia, pewnie wszyscy byliby zadowoleni. Artysta znalazł i dla siebie miejsce w obrazie. W ostatnim rzędzie, ledwie widoczne oko, nos i czapeczka, ta charakterystyczna, znana i z innych jego obrazów. Obok wspaniałe obrazy także innych malarzy holenderskich, głównie malujących scenki z życia. A to służąca nalewa mleko, a to przyszedł właśnie list do pani. Dalej zaś kolejny Rembrandt i żydowska narzeczona. Życie codzienne uchwycone w obrazach, szczególnie realistycznie malowane przez Pietera de Hoocha. Malarze holenderscy rzadko malowali świętych i sceny z Ewangelii. A jednak jest i św. Urszula okrywająca płaszczem kobiety, służące, i jest św. Łucja, i jej życie zakończone męczeńską śmiercią. Jest jeszcze więcej muzeów, które wypada odwiedzić w Amsterdamie, jak choćby oblegane przez turystów muzeum-dom 13-letniej Anny Frank, ukrywającej się żydowskiej dziewczynki, piszącej przez 2 lata niezwykły dziennik. Zginęła w obozie, mając 15 lat.

Muzea amsterdamskie, szczególnie często odwiedzane, gdy pada deszcz (a tak właśnie było w czasie naszego pobytu), ujawniły siłę i słabości współczesnego świata i człowieka. Obok beztroskiego rowerzysty, w liczbie kilkudziesięciu tysięcy podobnych wędrowców, Amsterdam zawiera w sobie odpowiedzi na pytania dotyczące istoty fundamentalnego napięcia, którego jesteśmy nosicielami: między europejską kulturą i naszą o niej pamięcią a pokusą funkcjonowania w bezmyślności i w jej powabnych urokach.

* * *

Jan Żaryn
Redaktor naczelny „wSieci Historii”, historyk, wykładowca INH UKSW, publicysta i działacz społeczny, m.in. prezes SPJN, członek Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, senator RP

2016-08-17 08:31

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Drewniane kościoły diecezji świdnickiej (1)

Niedziela świdnicka 35/2017, str. 1, 4-5

[ TEMATY ]

zabytki

kościoły

Marek Stadnicki

Międzygórze – widok ogólny kościoła

Międzygórze – widok ogólny kościoła
Wyraźnie zarysowana etnicznie wielokulturowość zdominowała już od średniowiecza w sposób szczególny szeroko rozumianą sztukę sakralną Śląska, pośród której najznamienitsze exempla co krok odnajdujemy także na terenach naszej diecezji. Na bezkresnych wówczas obszarach Silesii niczym w niezmierzonej retorcie Fausta mieszały się prądy dopływające tu ze wszystkich, odmiennych kulturowo, krain, ścierając się z rodzimymi pierwiastkami polskimi, czeskimi, niemieckimi, a i łużyckimi. Owa kulturowa różnorodność, jeśli chodzi o architekturę, nie dotyczy li tylko najbardziej spektakularnych, a co za tym idzie, najbardziej znanych realizacji, ale obejmuje także nieomal całe budownictwo wiejskie znane w nomenklaturze także jako ludowe lub regionalne wznoszone najczęściej z drewna pozyskanego w najbliższej okolicy.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Otwarcie wystawy czasowej „Na szlaku Tysiąclecia. Chrobry I i II w Powstaniu Warszawskim”

2025-04-18 22:25

Muzeum AK

    W samo południe we wtorek 15 kwietnia w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie odbył się wernisaż wystawy czasowej „Na szlaku Tysiąclecia. Chrobry I i II w Powstaniu Warszawskim”.

Ekspozycja została przygotowana z okazji obchodów 1000-lecia Korony Polskiej. Prezentuje dzieje dwóch oddziałów walczących w Powstaniu Warszawskim: Batalionu „Chrobry I” oraz Zgrupowania „Chrobry II”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję