„Jason Bourne” – nowa odsłona przygód byłego cyngla CIA do spraw specjalnych – zadebiutował jednocześnie w USA i w 50 innych krajach świata. Wszędzie zapełnił kina i sporo zarobił. Czego chcieć więcej? Film trzyma w napięciu, są pościgi, jest intryga, na Bourne’a znów czyhają cyngle z „Firmy”, a jednak nietrudno nie odnieść wrażenia, że to już nie to, co kiedyś, a nawet, że już gdzieś to widzieliśmy.
Oczywiście, takie wrażenia nie są wyjątkowe w kinie akcji, co nie oznacza, że jest to cecha tego gatunku. Nowy „Bourne” nie uniknie porównania z poprzednimi filmami z tego cyklu, a wniosek nie jest wesoły dla jego miłośników. Nie dlatego, że Bourne, a raczej grający go Matt Damon, postarzał się. Bardziej dlatego, że można było spodziewać się czegoś więcej. A tu fabuła jest przewidywalna, niektóre akcje powielają sceny z poprzednich części, a inteligentnych dialogów jest co kot napłakał.
Pomóż w rozwoju naszego portalu