Reklama

Niedziela Łódzka

Jestem księdzem – to moja opowieść

O działalności charytatywnej, opiekuńczej i duszpasterskiej, a także o nieznanych wątkach z życia jezuity o. Stefana Miecznikowskiego, z o. Kazimierzem Kubackim SJ, o. Józefem Łągwą SJ oraz Andrzejem Tyranowiczem rozmawia Justyna Kunikowska.

Niedziela łódzka 39/2020, str. IV

[ TEMATY ]

wywiad

kapelan

Łódź

Solidarność

Archiwum Wydawnictwa Archidiecezjalnego

O. Stefan Miecznikowski SJ

O. Stefan Miecznikowski SJ

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Justyna Kunikowska: Kim był o. Stefan Miecznikowski i dlaczego jest dla nas, łodzian, tak ważną postacią?

Reklama


O. Kazimierz Kubacki SJ: O. Stefan Miecznikowski jest obywatelem honorowym Łodzi. Tytuł otrzymał w roku 1992 ze względu na zasługi dla naszego miasta. Był dwukrotnie duszpasterzem akademickim, najpierw w 1967 r. i ponownie od 1978 r. Wówczas zajął się duszpasterstwem środowisk niepodległościowych, a w czasie stanu wojennego pomagał osobom uwięzionym i internowanym, narażając swoje zdrowie a czasami życie. Był autorytetem tych środowisk i sumieniem Łodzi.
Andrzej Tyranowicz: NSZZ „Solidarność” nagrodził wysiłki ojca na rzecz obrony godności człowieka i walki o prawa pracownicze, czyniąc go honorowym członkiem Solidarności na VII zjeździe związku w 1995 r. W 2005 r. docenili o. Stefana łodzianie, wybierając go w plebiscycie najpopularniejszym obywatelem miasta w 15-leciu wolnej Polski. O. Miecznikowski cenił sobie zaszczyt bycia honorowych harcmistrzem Związku Harcerstwa Polskiego. Za służbę Polsce Prezydent Lech Kaczyński w 2007 r. uhonorował pośmiertnie jezuitę Orderem Odrodzenia Polski.
O. Kazimierz Kubacki SJ: Muszę dodać, że osobowość naszego współbrata ukształtowały dwie rzeczywistości: wiara i harcerstwo. Co ważne, było to harcerstwo okresu dwudziestolecia międzywojennego. Sam wspominał, że miał bardzo dobrych wychowawców w organizacji i oni przekazali mu miłość do Ojczyzny i ukształtowali charakter. Od młodych lat Stefan miał pragnienie służby Bogu i bycia dobrym wychowawcą. Najwidoczniej Pan Bóg wysłuchał jego próśb, bo został zakonnikiem i miał szczególny dar gromadzenia wokół siebie ludzi, dla których był postacią ważną. Wszystko zaczynało się w duszpasterstwie studentów. A potem ci lekarze, adwokaci, profesorowie, społecznicy wracali do o. Stefana po rady i tworzyli z nim środowisko niepodległościowe. O. Miecznikowski żył w trudnych historycznie czasach, ale rozumiał je i odpowiadał na rodzące się potrzeby.
Andrzej Tyranowicz: Pewnie nie byłoby takiego o. Stefana – autorytetu dla wielu środowisk, gdyby nie wychowanie i wartości, w jakich wzrastał. Na mnie, jako osoby świeckiej, taki życiorys robi ogromne wrażenie. 19-letni chłopak wybiera się w czasie okupacji wraz z przyjacielem do Starej Wsi po to, by wstąpić do seminarium duchownego. Odwagę i służbę drugiemu człowiekowi wyniósł z tradycji harcerskiej. Tu tkwi tajemnica miłości do ludzi i tego wszystkiego, czego dokonał ten skromny jezuita w trudnych dla Polaków czasach. W momencie rozpoczęcia stanu wojennego tłumy ludzi przyszły do kościoła ojców jezuitów na ul. Sienkiewicza 60. Tam szukaliśmy schronienia i ratunku. Ojciec, nie czekając na żadne odgórne zalecenia, natychmiast powołał Ośrodek dla Internowanych, który – angażując w to dzieło środowisko akademickie – z powodzeniem pomagał internowanym i ich rodzinom.

Justyna Kunikowska: Skąd wzięła się u o. Stefana taka postawa natychmiastowego działania?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama


O. Kazimierz Kubacki SJ: O. Miecznikowski z taką wrażliwością niepodległościową miał do czynienia znacznie wcześniej. Pamiętam, że w 1976 r. podczas zajść w Radomiu i Ursusie o. Stefan w Kaliszu zbierał pieniądze dla poszkodowanych. Będąc tutaj, w Łodzi, opiekował się środowiskami niepodległościowymi. Przez wiele lat czuwał nad Duszpasterstwem Żołnierzy Armii Krajowej. Pamiętajmy, że wtedy wymawianie nazwy Armia Krajowa było zakazane, tak jak i spotkania tego środowiska. Trzeba było mieć odwagę i wrażliwość, żeby przekazywać prawdziwą historię i bronić honoru jej bohaterów. On te dwie cechy posiadał i dlatego działał natychmiast, gdy wymagała tego prawda i Polska.
Andrzej Tyranowicz: O. Stefan działał szybko i zorganizowanie. Listy osób zgłaszających się do niego w sprawie aresztowań najbliższych członków rodziny pojawiły się już pierwszego dnia stanu wojennego. Natychmiast podjął próby odwiedzin więźniów. Miał świetną pamięć, w której przechowywał nazwiska i fakty, unikając zapisywania na kartkach. Budynki znajdujące się na terenie kościelnym służyły jako punkty pakowania paczek dla internowanych. Tam przychodzili do pomocy wolontariusze, którzy znajdowali się pod baczną obserwacją służb bezpieczeństwa. Ośrodek założony przez o. Miecznikowskiego był pierwszym takim w Polsce i działał niezwykle sprawnie. Transporty darów przychodziły z różnych stron świata, m.in.: Francji, Niemiec, Włoch i Anglii.

Justyna Kunikowska: Jakie wtedy panowały warunki społeczne?

Reklama


O. Kazimierz Kubacki SJ: Warto wiedzieć, że to było środowisko inwigilowane. Rekrutowało się nie tylko z osób wierzących. Byli w nim również ci, którym do Kościoła było daleko. Ale w tym czasie to kościoły były schronieniem dla wielu. W stanie wojennym wyglądało to tak. Przed wejściem do kościoła, na najwyższym piętrze znajdującego się vis a vis kościoła budynku, dwa pokoje były przeznaczone dla urzędu bezpieczeństwa. Te pomieszczenia wyposażono w wyciszające ściany, kamerę i podsłuchy. Stamtąd obserwowano wszystkich wchodzących i wychodzących. Powszechnie wiadomo było, że wszystko, co tu się dzieje, nie jest tylko siłą Kościoła, ale jest to centrum oporu wobec władz komunistycznych. Po celebracji Mszy św. zawsze była okazja do spotkań i rozmów. Ludzie czuli się tutaj bezpiecznie, mimo oddechów esbeków na plecach. Środowisko jezuitów żyło nośnymi wówczas wartościami antykomunistycznymi i wolnościowymi. Mieszkańcy Łodzi uznawali to miejsce za swoje i nie bali się przychodzić. A o. Stefan był ich opoką.
O. Józef Łągwa SJ: Trzeba dodać, że był to czas benedyktyński – modlitwy i pracy. Ja wtedy byłem w Bełchatowie, ale z ojcem byliśmy w częstym kontakcie. Podczas Mszy św. sprawowanych przez o. Miecznikowskiego kościół był pełen. Jego kazania niosły przekaz, który podtrzymywał na duchu i dawał nadzieję, że warto walczyć, nie wolno dezerterować i poddawać się. Homilie krzepiły naród i uwrażliwiały na ducha walki, którego mieliśmy w sobie pielęgnować. Te codzienne nauki trzymały przy życiu małego i drobnego ciałem, ale silnego duchem jezuitę. Czuł się potrzebny.

Justyna Kunikowska: Co szczególnie utkwiło Ojcom i Panu w pamięci z kontaktów z o. Stefanem?


O. Kazimierz Kubacki SJ: O. Stefan ujmował ludzi życzliwością i kulturą bycia. Może dlatego lgnęli do niego wszyscy, nawet ci, którzy byli daleko od Kościoła. Potrafił z nimi rozmawiać i jednoczyć jednych z drugimi. Po cichu nawet esbecy byli mu życzliwi. Podziwiałem go za jego spokój. Nie widziałem, by kiedykolwiek się denerwował. Może nie wszyscy wiedzą, jak ogromną rolę w jego duszpasterzowaniu odegrała muzyka. Nasz współbrat to była artystyczna dusza.
Andrzej Tyranowicz: Utkwiła mi w pamięci sytuacja pewnego rodzaju zamachu na jego życie. Gdy był w drodze do Bydgoszczy, w lesie na jego samochód posypała się, jak z karabinu maszynowego, seria kamieni. Innym szczególnym momentem, który wrył mi się w pamięć, był ten jego powrotu z podróży. Kiedy ojciec stanął na furcie kościelnej, czekał na niego oficer Armii Czerwonej wraz z żoną z dzieckiem na ręku. Żołnierz poprosił o chrzest, a ojciec nie odmówił. Świadkami zostali: siostra zakrystianka oraz brat zakonnik, przyjaciel o. Stefana. Tak rozumiał swoją służbę Bogu i ludziom nasz jezuita, przyjaciel i autorytet dla wielu, którzy go znali.

O. Stefan Miecznikowski SJ, Jezuita i kapelan łódzkiej Solidarności. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk sługi Bożego prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Zmarł 27 grudnia 2004 r. w Gdyni. Spoczywa w grobowcu jezuitów na Cmentarzu Katolickim na Dołach.

2020-09-23 09:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kapelan niczym św. Mikołaj

Niedziela bielsko-żywiecka 5/2022, str. VII

[ TEMATY ]

kapelan

więziennictwo

Sierż. sztab. Szymon Mych

Posługa ks. Jacka wobec więźniów jest nie tylko sakramentalna

Posługa ks. Jacka wobec więźniów jest nie tylko sakramentalna

Do osadzonych w bielskim Zakładzie Karnym trafiła pierwsza partia kalendarzy ściennych. Za tą inicjatywą stoi salwatorianin ksiądz kapelan Jacek Grucela.

Na początek (12 stycznia) do cel powędrowało 13 kalendarzy. Sześć grup osadzonych złożonych z 5-6 osób miało ze mną spotkania i im je wręczyłem. Ta akcja będzie trwać jednak bardzo długo, więc sporo tych kalendarzy zostanie jeszcze rozdanych – mówi ks. J. Grucela. – Dla moich podopiecznych daty rozpraw, ich obecność na wokandzie czy rozpiska ćwiczeń jest niezwykle ważna. Dlatego brak kalendarzy mocno im doskwierał. Rozdając je, słyszałem zarówno szczere „dziękuję”, jak i „Bóg zapłać” – zaznacza kapelan. Kalendarze, które trafiły za kraty, musiały spełniać odpowiednie wymogi. Uwzględniając życzenia osadzonych, rubryka z datą miała być na tyle obszerna, aby można było zapełniać ją zwięzłymi zapiskami. Z kolei wskazania funkcjonariuszy uniemożliwiały sprowadzenie wydawnictw zawierających elementy druciane. Z tego też względu, jak tłumaczy ks. J. Grucela, w parafii nie ogłaszano zbiórki kalendarzy, lecz zdecydowano się na zbiórkę pieniężną na ich zakup. Datki na ten cel można składać na konto 67 1140 2004 0000 3802 7861 1089 z dopiskiem: „Kalendarz dla Więźnia”. – Przepływ ludzi, którzy trafiają do bielskiego Zakładu Karnego, jest bardzo duży. Jedni na wyrok czekają miesiąc, inni dwa lata. Jeśli ktoś zalega z alimentami, mandatami, przestępstwami drogowymi, to nie gości tu długo. Są jednak oskarżeni o poważniejsze rzeczy i ich sprawy toczą się wolniej. Zarówno jedni, jak i drudzy są mocno zainteresowani kalendarzami. Dlatego myślę, że nawet we wrześniu będzie na nie zapotrzebowanie – tłumaczy ks. J. Grucela. Do połowy stycznia kapelanowi udało się nabyć ponad 60 kalendarzy. Na tym się jednak z pewnością nie skończy. Niezależnie od zdobytej ilości, każda sztuka, zanim trafi do adresata będzie „prześwietlona” przez służbę więzienną. Dopiero po jej pozytywnej rekomendacji będzie ją można przekazać osadzonym. Szykowana do rozdysponowania druga tura kalendarzy 16 stycznia została opatrzona specjalną dedykacją. Odpowiadają za nią dzieci, które wzięły udział w dedykowanej im Mszy św., w kościele NMP Królowej Polski. Dzięki nim na stronach z miesiącami pojawiły się uśmiechnięte buźki i krótkie wpisy. Powstały one w myśl zasady, że ponoć najtwardsze serca skrusza dziecięca wrażliwość. Oby tak rzeczywiście było. Aby ten przekaz rzeczywiście się ziścił, ks. J. Grucela cały czas kolportuje za więzienne mury „Dzienniczek sługi Bożej siostry Faustyny Kowalskiej”. Jeśli ktoś ma zbędny egzemplarz, może go podrzucić do bielskich salwatorianów. Z pewnością będzie on dobrze spożytkowany.
CZYTAJ DALEJ

Rozważanie: Uważaj... naklejają to na samochody

2025-11-21 11:08

[ TEMATY ]

ks. Marek Studenski

Materiał prasowy

Jaki obraz okazał się najcenniejszy na aukcji, na którą przyjechało ponad tysiąc kolekcjonerów z całego świata? Nie największy. Nie najdroższy. Nie ten, który wszyscy chcieli zdobyć.

Podziel się cytatem Zwykła kartka, krzywe linie, coś, czego nikt nie chciał kupić — nikt, oprócz starego sługi, który kochał syna właściciela. Gdy tylko zapłacił parę drobnych i wziął rysunek do ręki, prowadzący ogłosił koniec aukcji. W testamencie zapisano bowiem jedno: Kto kocha Syna — ten dostaje wszystko.
CZYTAJ DALEJ

Świdnica. Znamy wyniki diecezjalnego konkursu plastycznego o tematyce misyjnej

2025-11-21 19:41

[ TEMATY ]

diecezja świdnicka

Helena Kmieć

Violetta Leńska

konkurs misyjny

Archiwum prywatne

Członkinie jury podczas oceny nadesłanych prac konkursowych

Członkinie jury podczas oceny nadesłanych prac konkursowych

Ukazywanie dzieciom i młodzieży pozytywnych wzorców do naśladowania oraz wspieranie ich w wychowaniu do świadomego i aktywnego zaangażowania misyjnego - to główne cele konkursu plastycznego „Helena Kmieć – Misjonarka Uśmiechu”, który odbył się w diecezji świdnickiej.

Do tegorocznej edycji nadesłano aż 260 prac z 32 szkół, co pokazuje ogromne zainteresowanie dzieci i młodzieży postacią świeckiej misjonarki, która oddała życie w służbie Bogu i ludziom. Konkurs organizowany przez Papieskie Dzieła Misyjne Diecezji Świdnickiej miał na celu nie tylko popularyzację wiedzy o życiu i działalności Heleny Kmieć, ale również rozwijanie talentów, wrażliwości artystycznej i duchowej młodych twórców.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję