Agnieszka Krawczyk nazywa Rumunię swoją drugą ojczyzną, choć zna ją dopiero od kilkunastu lat. Studiowała rumunistykę, a gdy pojechała skonfrontować znajomość języka i wiedzę teoretyczną na rumuńską Bukowinę – nie zawiodła się. Przyznaje, że widzi wady Rumunii – jak inne kraje postkomunistyczne wciąż mierzy się ona z problemami sprzed 1989 r. – ale ich nie eksponuje. Autorka chce, by opisana przez nią kraina była jak rumuńska kuchnia – słona jak owczy ser z solanki, słodka jak wino o wdzięcznej nazwie Łza Owidiusza, gorzkawa jak niektóre przyprawy i kwaśna jak zupa ciorba – czyli rumuńska tak bardzo, jak tylko się da. Książka nie jest przewodnikiem, ale osobistym opisem tego kraju. Okładka jest błękitna, bo to kolor, który zwraca uwagę w Rumunii. Błękitne są: słynny wesoły cmentarz, ściany monastyrów na Bukowinie czy domki w delcie błękitnego Dunaju. Samo słowo albastru, czyli niebieski, pojawia się też w tytule książki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu