Spory szum rozległ się w Europie po tym, jak kambodżańskie władze wprowadziły ograniczenia dla działających w tym kraju grup religijnych. Dwie najważniejsze regulacje to zakaz nagabywania w domach i skłaniania do konwersji przekupstwem. Prawo nie dotyczy tylko buddystów, którzy stanowią 95 procent mieszkańców Kambodży.
Europejskie agencje szeroko pisały o naruszeniu wolności wyznania i niemal o powrocie do dawnego terroru. Zdziwienie więc ogarnia, gdy w serwisie informacyjnym katolików w Kambodży „The Catholic Church in Cambodia” czyta się, że wspólnocie katolickiej takie prawo nie przeszkadza.
Okazuje się, że jest ono skierowane przede wszystkim przeciw ewangelikalnym sektom, które swą działalność opierają na chodzeniu od domu do domu. Nierzadko także oferują np. bezpłatne kursy angielskiego, niedwuznacznie sugerując jednocześnie przejście na chrześcijaństwo. - Część grup chrześcijańskich przesadza - komentują katolicy, którzy podkreślają, że szanują wolność religijną. Prowadzą szkoły, dzieła charytatywne zarezerwowane dla potrzebującego człowieka, któremu nie patrzy się w metrykę, sprawdzając, jakiego jest wyznania. Ks. Enrique Figaredo, prefekt apostolski w Battambang, podkreślił jednoznacznie, że nowe prawo nie jest wymierzone w działalność Kościoła katolickiego. - Nigdy nie przymuszamy nikogo, żeby był katolikiem. Część pracowników w naszych misjach nie należy do Kościoła i nie robimy z tego tragedii. Kładziemy nacisk na dobrą współpracę z wyznawcami innych religii, szczególnie z naszymi braćmi buddystami - dodał hiszpański jezuita.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu